PLAFON DLA BRONI -ŁĄKA O PORANKU
Lato nie sprzyja pracom witrażowniczym - gorąca cyna, rozgrzana lutownica, parujący topnik, ale i słońce za oknem, wabiące możliwości wycieczek rowerowych, spacerów, wyjazdów-stąd dość długi brak wpisów na moim blogu.
Nie mniej pracę nad plafonem zaczęłam dużo wcześniej - jak tylko Bronia powiedziała mi, że marzy jej się taki kaboszonowy żyrandol. Pierwsze kaboszony okleiłam folią miedzianą już w kwietniu. Plafon trafił do Broni 31-go lipca. 1-go sierpnia znalazł się na swoim miejscu docelowym. Tak więc proces powstawania "Łąki o poranku" był procesem dość długotrwałym.
Kolory i motyw kwiatowy od razu budziły skojarzenia ogrodowo-łąkowe.
Od początku wiedziałam, że będzie to lampa wyjątkowa. Nie tylko dlatego, że duża, że ciężka, że taka "trochę do góry nogami", ale też dlatego, że Bronia tak bardzo pragnęła tych kaboszonów w lampę przemienionych.
Cudownie tworzy się coś, gdy wie się, że ktoś bardzo na to czeka.
Mam nadzieję, że ciepłe światło z trzech żarówek skrytych za kaboszonową ścianką będzie sprawiało przyjemność o każdej porze roku Broni, jej bliskim i Jamniczce, która może od czasu do czasu spojrzy na łąkę na suficie.
Zakończone prace lutownicze. Lampa gotowa do patynowania.
Srebrna także wygląda pięknie.
Patynowanie (koty towarzyszą nieustannie)
"Jak to zawiesić na suficie.......?"
Bez Adama nie dałabym rady. Techniczno-elektryczna noga ze mnie.
I już na swoim miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz